Na I Tydzień Rekolekcji Ignacjańskich jechałam z wielkimi nadziejami i swoim planem co chciałabym na nich otrzymać. Ale już na początku było powiedziane żeby wszystkie swoje plany zostawić za drzwiami... tak też zrobiłam, to był pierwszy krok do zaufania Panu Bogu. Pan Bóg działał, byłam zdumiona, że medytowane treści tak do mnie przemawiają, że pokazują mi tyle sytuacji z mego życia... dotykają mnie dogłębnie.
Na sesję o przebaczeniu trafiłam zupełnie przypadkowo. Nie miałam żadnych wyobrażeń odnośnie spotkań, osób czy miejsca - czułam jedynie paraliżujący lęk, który non stop wyrzucał mi pytanie: "jak powiesz obcym ludziom, że twój ojciec cię nie kochał i nie kocha?"
Nie chciałam pisać wcześniej, ponieważ wiem doskonale, że czas negatywnie weryfikuje wiele naszych emocji. Nie należę do osób bardzo religijnych i gorliwie praktykujących, a więc zgłaszając się na warsztaty o przebaczeniu) nie kierowałam się motywami religijnymi. Chciałam to zrobić dla siebie, żeby poprawić swój komfort psychiczny i fizyczny, ponieważ było duże prawdopodobieństwo, ze obsesyjne myślenie o bolesnych dla mnie sprawach miało również konsekwencje somatyczne. Przyjechałam z nastawieniem: przecież nic nie ryzykuję, jeżeli nie uda się, to potrafię dalej z tym żyć, a jeżeli uda się...
Z pewną obawą, ale i z nadzieją jechałam na sesję o przebaczeniu. Doznane w życiu krzywdy i zranienia bolały dotkliwie, a sama myśl o przebaczeniu wyzwalała złość, przypominała o upokorzeniu. Żal, poczucie straty i chęć zemsty przeplatały się ze sobą. Wstydziłam się swojego cierpienia. Pan Bóg wiedział o tym, znał mnie i to całe zło, które było przyczyną mojej udręki. Powoli, ostrożnie i trochę nieśmiało stawałam przed Nim, i… coraz wyraźniej stawały mi przed oczami traumatyczne wydarzenia z przeszłości. Wracały: wstyd, ból, złość i pragnienie odwetu, bo nie tak łatwo przyznać się przed sobą do swojej bezsilności i wewnętrznej biedy. Przez długie lata broniłam się zapominając o trudnych przeżyciach.
W ostatnich latach było mi coraz trudniej podołać obowiązkom w pracy, kontaktować się z ludźmi. Zaczęłam unikać spotkań z nimi poza koniecznymi, bo nie miałam już na nie sił. Coraz więcej osób w moim otoczeniu kojarzyło mi się ze zranieniami. Bolało mnie, że jestem też z roku na rok bardziej nieufna i podejrzliwa wobec ludzi, smutna i bezradna. Miałam przez to żal do siebie i do nich, a także do Pana Boga za to, że mnie umieścił w takim miejscu, w którym już sobie nie radzę z kłopotami.
Przyjechałam na rekolekcje z dużym zamieszaniem wewnętrznym. Czułam zupełne zagubienie, oddalałam się coraz bardziej od modlitwy i sakramentów. Głównym powodem był narastający we mnie bunt, dlaczego mam być wierna mojemu mężowi, który siedem lat temu ode mnie odszedł. Cały czas nie mogę tego zrozumieć, czemu po 25 latach szczęśliwego (wg mnie) bycia razem straciłam mojego najlepszego przyjaciela.
Poniedziałek, środa, czwartek, piątek
w godz. 10.00–12.00
oraz w godz. 15.00–17.00
W czasie trwania sesji/rekolekcji:
Poniedziałek, środa, czwartek, piątek
w godz. 15.00–16.30
Wtorek - nieczynne!
Odwiedza nas 355 gości oraz 0 użytkowników.